sobota, 28 stycznia 2017

Serce w Hiszpanii

Człowiek rodzi się z sercem. No tak, to przecież logiczne, że serce to taka nieodłączna część każdego człowieka. Ciężko, żeby go nie było.
Potem to serduszko rośnie, razem z tym człowiekiem. I tu zaczyna się przygoda.
Każdy z nas oddaje gdzieś, komuś kawałek, jakąś cząstkę swojego serca. Jest ona większa, jest ona mniejsza, mówimy, że oddaliśmy komuś całe swoje serce, choć w gruncie rzeczy jest to nieprawda.
Według mnie, to jest wymiana.



W moim wypadku, taki właśnie kawałek serduszka zostawiłam gdzieś tam, w Hiszpanii, a ona zostawiła kawałek swojego serca dla mnie. 

I tak jak to z każdym organem bywa, nieużywany zanika.

Stąd właśnie ten blog.

Choć rzadko pisany, zawiera kawałki tych wspomnień. Skrawki tego serca przyrośniętego do innych jego części. Piszę go dla siebie, piszę go dla tych, którzy wybierają się czasem w dłuższą lub krótszą podróż, chcą porady, coś poczytać, albo po prostu nudzą się do obiadu. Chcę zajrzeć po latach w niego i pomyśleć- kurcze, ale tam było ekstra, może wybiorę się jeszcze raz?

Tak jak wróciłam do Alicante. I Altei. I Guadalest. I innych.

Tak jak wrócę jeszcze do Toledo. 


Nie wiem, dlaczego akurat Hiszpania. Odkąd pierwszy raz się tam znalazłam, zapragnęłam jeszcze i jeszcze i jeszcze. Pokochałam ten język, tą otwartość, tę duszę. Niesamowite jak można połączyć żywiołowość i gorącokrwistość z totalnym chilloutem. Inny sposób myślenia, inny styl życia.

Nie wiem, czy jest to metoda na życie, którą bym chciała kroczyć. Nie wiem czy zamieniłabym się. Po prostu obserwuję to z zachwytem, a gdy tam mieszkam, dopasowuję się. To jak wymienić skórę wraz z osobowością na te kilka tygodni. I w obu czuć się dobrze.


Moim marzeniem jest zobaczyć inne kraje hiszpańskojęzyczne. Wierzę, że na bazie tej kultury, te następne są również wspaniałe. Problemem stanie się tylko uzależnienie od tego...



Wiem, że ostatniego posta przeczytało sporo osób. Dajcie czasem o sobie znać, ci, którzy tu wpadają :) 

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Plaże Alicante

Są święta, zimno jest, to ja dodam post o czymś ciepłym...

Wybierając się do Alicante po raz pierwszy w gruncie rzeczy nie obchodziło mnie gdzie tak naprawdę będę się pluskać w morzu. Ważne, że plaża i morze! Jednak dzień po dniu mijały, a ja znałam dalej tylko dwie najbliższe plaże, które stawały się powoli coraz to bardziej i bardziej monotonne...
Właściwie to mój drugi Erasmus przyniósł mi więcej tej wiedzy krajoznawczej, za pierwszym razem poznałam może pierwsze trzy, albo cztery z nich, nawet już nie pamiętam.

1. Playa Postiguet.

Najbardziej "oczywista" i popularna plaża. Jej zaleta? Blisko do centrum miasta.

No i to by było na tyle. Zatłoczone toto, brudne, na przełomie lipca i sierpnia zaczynają wypływać niezliczone ilości alg zahaczających o nogi... paskuda. Naprawdę, fajne na chwilę, korzystałam z niej najczęściej bo zmęczona po jakimś cięższym dniu na praktykach chciałam odpocząć te 1,5-2 godzinki. Jak miałam więcej czasu czy pieniążków wybierałam się gdzieś dalej.
Ciasno. W szczycie sezonu kładąc się na swoim ręczniku zawsze albo ja kogoś zahaczyłam nogą/ręką, albo ktoś mnie, gdyby była tu moda na parawaning to spokojnie możnaby było zbudować na tym drugą kondygnację. A na tym trzecią.

Zdjęcie robione z usypu skalnego przeciw dużym falom i prądom, widok na plażę i zamek. Fajne miejsce bo mniej ludzi, ale błagam, nie róbcie tego błędu co my i nie próbujcie wskakiwać tam do wody. Muł, błoto, algi, glony, jakieś gluty i nawet nie chcę wiedzieć co jeszcze, brrrr!!!!

No i plaża z perspektywy kocyka. Miałam troszkę szczęścia i nawet znalazło się na zdjęciu całkiem sporo wolnego miejsca na piasku.

2. Playa San Juan.

Druga pod względem destynacji plażowiczów. San Juan to osobna dzielnica Alicante, znajdująca się "po drugiej stronie zamku" i małego półwysepku. Jest bardzo turystyczną dzielnicą, typowo pod wszelkie hotele, oferty "all inclusive" i domki letniskowe. Plaża jest przepiękna, mierzy ponad 6km i ma 60 metrów szerokości (dla porównania El Postiguet ma 40m). W zeszłym roku to tam jeździłam na zajęcia z jogi, które były całkowicie darmowe i organizowane prawie codziennie :) W tym roku niestety nie byłam, podobno zajęcia z jogi dalej są, z tym, że prowadząca prosi o jakieś dowolne donacje z racji poświęcanego czasu, co wydaje mi się być w porządku opcją.
Plaża fajna, jedynie co to jak ktoś jest trochę uczulony na "Januszy urlopu" czy bardziej rozwinięty introwertyzm to może się czasem czuć mniej komfortowo- plaża przy takiej ilości hoteli nie może się inaczej zachowywać. Jednak jest ona na tyle ogromna, że nie ma na niej aż takiego ścisku jak na Postiguet, zdecydowanie.

Porównanie:
Czerwona to Postiguet, zielona San Juan. Chyba nie muszę bardziej objaśniać różnic?


3. Baños de la Reina

Bardzo fajne miejsce na odpoczynek od wszędobylskiego piachu. Są to pozostałości po rzymskim imperium, jakich wiele na terenie Hiszpanii, wydrążone w skałach prostokątne "kąpieliska" służące w dawnych czasach prawdopodobnie do połowu ryb. Przed plażą można zobaczyć ruiny osady, z której zrobiono pewnego rodzaju muzeum, czy może stanowisko archeologiczne, za niewielką opłatą można pozwiedzać, albo równie dobrze pooglądać zza siatki.

Kąpiel tam sprawia wiele frajdy, byłam tam kilka razy i również zabierałam swoich odwiedzających mnie gości i każdemu się bardzo podobało :)
Dla chętnych poskakać sobie do morza, ale "trochę się cykają" robić to z klifów, to jest idealne miejsce, są tutaj dwa miejsca gdzie można sobie poskakać ze skałek z mniejszej wysokości do w miarę głębokiej wody.



Dojazd jest bardzo łatwy, należy wsiąść w tramwaj (TRAM Alicante, stuletnia linia szynowa jadąca wzdłuż wybrzeża aż do Denii, dla niezorientowanych) w linię L1 w kierunku Benidormu. Po około 20 minutach jazdy od Alicante, przystanek Poble Espanyol. Następnie trzeba kierować się do morza w dół, a później wzdłuż wybrzeża w kierunku Baños, na przykład tak jak to narysowałam na mapce :)




4. Cabo de la Huerta

Kolejne miejsce z dala od piasku. Jest to wybrzeże na małym cypelku oddzielającym centrum Alicante od San Juan, z jego czubka widać obie :)
Postanowiłam uprościć opis dodając mapkę

Można tam dojechać tramwajem (TRAM Alicante) linią 4, kursującą tylko po Alicante. Trzeba pamiętać, żeby wracając, wsiąść NA TYM SAMYM przystanku, na którym się wysiadło, bo tramwaj nie robi kursu w dwie strony, tylko "po pętelce".
Można wysiąść w trzech miejscach, zaznaczyłam je na mapie, na przystanku Tridente (nr 1 na obrazku), Av. Naciones (nr 2)lub Cabo Huertas (nr 3).
Moje ulubione miejsce znajduje się tam, gdzie zielona linia. Wysiadam na przystanku Tridente i kieruję się do morza. Tam znajduje się rezerwat, pewnego rodzaju park, generalnie nic tam wybitnego nie ma, ale jest to takie trochę pustynne miejsce z charakterystyczną roślinnością. Ja nazbierałam tam ogroooomne ilości małych białych muszelek po jakichś ślimaczkach, które moja momentami cierpiąca na brak "przydasiów" dusza rękodzielnicza wraz z kawałkiem sznurka przerabiała na bransoletki ^^.

Wracając do tematu, na miejscu kółeczka na mapie znajduje się taki mały punkcik widokowy, do którego ciężko nie jest dotrzeć. Stamtąd po prostu którąś z wydeptanych ścieżek trzeba kierować się w dół do morza i szukać własnego ulubionego miejsca, bo rozłożyć się można prawie wszędzie :)

Tam gdzie ja przesiadywałam, znalazłam mały fragment skałki pod którą można się schować i mieć darmowy cień :D Dodatkowo to oraz Baños de la Reina to fajne miejsce dla miłośników snorkelingu (czyli hiszpańskiego bucear)

Oprócz tego, można wybrać się też na wycieczkę krajoznawczą i zobaczyć sam czubeczek cypelku wraz z latarnią. Na samą latarnię (Faro) nie można wejść, można jednak zobaczyć ją od dołu. Sam brzeg natomiast jest bardzo mocno wystrzępiony, raczej nie służy do kąpania bo fale tam miotają, ale dużo ludzi chodzi tam na ryby lub na grilla wieczorami.


Ciekawostka: następna latarnia znajduje się dopiero w Santa Pola i widać ją z naszego miejsca. Każda latarnia na wybrzeżu mruga z inną, odpowiednią sobie częstotliwością, żeby płynący z morza mogli się orientować w swoim położeniu. Obie latarnie widać z góry Cabezon D'Oro znajdującą się w głębi lądu w prowincji Alicante.

6. Arenales del Sol

Plaża znajdująca się trochę dalej od Alicante, w stronę lotniska i Elche. Słynie także ze swojej długości, czystości, a zwłaszcza z tego, że znajduje się ona w połączeniu z rezerwatem naturalnym wydm i charakterystycznej roślinności wydmowej. Aby dojść na tą plażę bez uszkadzania tego pięknego tworu zostały wybudowane drewniane mostki pozwalające na swobodne przechadzanie się. Fajny widok :)

W lecie byłam tam na mini festiwalu filmów krótkometrażowych, gdzie zostało rozłożone kino otwarte, każdy na kocyku zajadał się tapaskami, popijał wino i oglądał krótkometrażówki w ulubionym towarzystwie ;)

źródło: visitelche.com

Chcecie trochę dreszczyku? To właśnie tu, w sierpniu tego roku, 2016 nastąpił atak rekina. I to 3 dni po tym jak sama się na tą plażę wybrałam! Brrr....


5. Carabassi
Jeszcze dalej od Alicante, tak jakby na przedłużeniu Arenales. Podobno jeżdżą tutaj autobusy, niestety nie wiem jakie i kiedy. Ponoć autobus jeżdżący na lotnisko dwa razy dziennie przejeżdża także obok tej plaży.
Jest piękna, duża i stosunkowo mało na niej turystów. Niedaleko znajduje się las, a sam rezerwat, podobny do tego na Arenales mam wrażenie że jest jeszcze bardziej dziki i naturalny. Bardzo polubiłam tą plażę i polecam tym, którzy dysponują autkiem.

źródło: playascalas.com

7. Guardamar

To już sporo dalej od Alicante, bardziej przy Torrevieja, ale oczywiście tam przecież też się wybieracie, prawda? Kto nie chciałby zobaczyć różowego jeziora?

Właśnie tak postąpiliśmy ze znajomymi. Do południa plażowanko na Guardamar, a potem na zachód słońca nad różowe jezioro w Torrevieja.
Bardzo mi się podobała ta plaża- może dlatego, że ja naprawdę nie lubię zatłoczonych miejsc. Kolejna plaża, którą polecam głównie dlatego, że mało ludzi. Jest taka mniej "typowa", że hotele, że deptak, że knajpy, smażalnie i głośna muza, że murzyni namawiający do zakupów okularów/czapek/zegarków niewiadomego pochodzenia i biegające dzieci sypiące piaskiem opalające się osoby.
Jest sporo miejsca, jest bardziej dziko i spokojnie.


Niesamowite, że w tych domach normalnie mieszkają ludzie. Czy to rodziny, czy turyści wynajmujący chatkę, ale można wręcz w piżamie wyjść rano się wykąpać, a potem wrócić na śniadanie, dla mnie bomba!




8. Calas, calas, calas!

Cala, to według słownika "zatoczka". Mam wrażenie, że tutaj ma to trochę inne znaczenie, głównie dlatego, że cala z reguły jest skalistym miejscem, faktycznie zatoczką, z reguły z możliwością kąpieli i fajnym miejscem do nurkowania.

Najlepsze calas w rejonie Alicante są w stronę Javei, Denii. Niestety dojazdy transportem publicznym są jakie są, z reguły jeździłam tam z kimś dysponującym autem, raz zaryzykowałam i nasza wycieczka z W. skończyła się przebyciem pieszo 20 km w pełnym słońcu. Na szczęście w drodze powrotnej ktoś się zlitował i zabrał nas na stopa.

 Cala Blanca- białe otoczaki, białe skały, pełno rybek. Miejsce pod skałką, gdzie ktoś rozbił się namiotem aby rano podziwiać wschód słońca. Cicho i spokojnie. Ale może to dlatego, że zdjęcie robiłam o 7 rano w sobotę :D

 Cala Ambolo- to tutaj "darłam z buta" kilkanaście kilometrów w jedną stronę i kilka w drugą zanim złapałam autostop. Przyznam, że całkiem fajnie, ale zatłoczone, trochę dalej na tych skałkach w tle jest plaża nudystów.
Ta mała skałka w tle za mną to miejsce, gdzie każdy stawia sobie za punkt honoru dopłynąć tam, a później poskakać ;)

Kolejną, moją najulululululuuluubieńszą z calas jest Cuevas de Llop Mari. Niesamowite miejsce, choć dojechać można tam tylko autem.
Jest świetna, bo trzeba najpierw pokonać te milion schodów w dół w iście majorkijskiej scenerii. A potem wejść do morza? O nie nie, najpierw trzeba sobie do tego morza ZESKOCZYĆ. Nie ma bezpośredniego zejścia. Po prostu HOPS! i jesteś w morzu. Żeby wyjść jest zamontowana lina z pomocniczymi supełkami.

To by było na tyle? O nie nie- a skąd by się wzięła nazwa Cuevas? Ano stąd, że po przepłynięciu kilkunastu metrów (niedużo, nawet niewprawiony pływak da radę) znajdują się jaskinie wewnątrz których można pływać i pływać. Są skałki, na które można się wgramolić, aby odpocząć. Magiczne miejsce!

 Niestety nie mam zdjęć z jaskiń, bo musiałabym najpierw tam dopłynąć z aparatem :)

Kolejna Cala warta polecenia to Cala Moraig. Nie byłam, jednak jest jedną z najbardziej polecanych ze względu na widoki. Po pogooglowaniu obrazków w sieci naprawdę mam na nią ochotę... Kiedyś, kiedyś :)

9. Calpe

O tym miejscu nie będę się wiele rozpisywać, jedyne co mogę powiedzieć, to to, że jest fajne miejsce dla miłośników snorkelingu i dla miłośników wspinaczki, gdyż to tam znajduje się ten słynny Penon de Ilfach- czyli wielka skała wystająca z morza, wraz z parkiem naturalnym. Trzeba tylko zaopatrzyć się w dobre buty i coś ochronnego przed wiatrem. Ole!


Mam nadzieję, że mój wpis zaciekawi choć jedną osobę i pomoże w tych jakże trudnych, plażowych wyborach. W tą zimną pogodę bardzo chętnie znalazłabym się na którejś z nich :)
Hasta luego!



wtorek, 29 listopada 2016

Jedzenieee! Czyli gdzie fajnie zjesc w Alicante :)

Zdecydowałam się stworzyć taką swoją małą listę miejsc, gdzie można zjeść fajnie, tanio lub ciekawie w tym mieście :) Jest ona z jednej strony subiektywna, no bo wiadomo, cieżko żeby nie. Jednak, momentami potwierdzona opiniami większości, albo wszystkich poznanych ludzi, ale to będę zaznaczać w trakcie :)

Na wstępie zaznaczę, że lubię zjeść w miarę budżetowo, ale spooooro. Dlatego nie opisuje tutaj aż za bardzo restauracji, czy gdzie zjeść tapas- myślę, że od tego jest Trip Advisor i własny gust :)
Dla ułatwienia dodaję linki z lokalizacjami.

Obiad:

Miejscówki poniżej nie mają wiele wspólnego z hiszpańską kuchnią. Wręcz bym powiedziała, że prawie nic. Jednak czasem są sytuacje, gdzie jesteśmy już któryś raz w Hiszpanii, któryś tydzień z kolei i mamy dość tego gazpacho w dziesięciu postaciach, ileż też można zajadać się paellą i owocami morza, a nie mamy czasu ugotować swojego obiadku ;)
Wypróbowane tutaj miejsca są stosunkowo tanie, gdzie chcemy się najeść całkiem dobrze i porządnie.

Sale&Pepe
Pizzería, restauracja włoska. Włoskich restauracji i knajp jest tu o zgrozo zatrzęsienie, jednak rozmawiając o jedzeniu z niejednym człowiekiem, dosłownie KAŻDY podkreślał, że tu najsmaczniej :) Poszłam, wypróbowalam... faktycznie pycha :)
Ceny: niestety za menú dzienne nie pamiętam ile sie płaci :( Jednak jest to chyba coś około 10-13 eur, czyli bardzo normalnie, jak w większosci knajp :)
Strona internetowa z lokalizacjami: http://www.pizzeriasalepepe.com/

Bufet Libre - chinska knajpa 
Raz zaplacone, jesz ile chcesz. Idąc prosto od Mercado Central w górę ulicą Alferez Diaz Sanchis po 5 minutach można zobaczyć chińską knajpę. Koszt obiadu to około 7,60euro+napoje. I jesz aż do napchania.
link do maps.google

Kebab za 1,5 euro!
W miejscu, które nazywa się Teteria pizzeria kebab Ihab, po drodze z Mercado Central na Plaza de Toros.
Nie tylko kebsa można tam zjeść, ale ja się żywiłam głównie tym w tamtejszym miejscu. Obsługują go niezwykle miłe "ciapaki", bardzo sympatyczni.
Fot: Kamilla Rachwał
Maps google: LOKALIZACJA [klik]

100 Montaditos

Taki hiszpański McDonald czy KFC, tylko z małymi kanapeczkami zwanymi montaditos, które można zamawiać i zamawiać. Do wyboru ze wszystkim, na słodko czy na słono- moje ulubione są z kalmarami :)  główną zaletą tego jest, że większość dni ma wybrane promocje na coś. Tak więc w środy i niedziele wszystkie kanapeczki są za 1 euro a dzbanek wina lub piwa za 1,5 euro. Z kolei w poniedziałki za 2 euro mamy dzbanek wina/piwa i jedną kanapeczkę.


Horchateria AZUL
Według wszystkich lokalnych i nielokalnych ludzi, jedyne prawilne miejsce w tym mieście, gdzie można napić się Horchaty jest TUTAJ. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość, bo są długie kolejki, ale co to za cena w porównaniu z najsłynniejszym napojem regionu Walencji! Jednak nie jesteśmy w samej Walencji, tylko w jej prowincji, więc możemy liczyć, albo na tą knajpkę, restauracje albo na Mercadonę ;)

CHURROS, czyli słodka i tłuuuusta przekąska
źródło: inmsol.com
Wbrew temu jak bardzo to kaloryczna bomba, warto ją spróbować choć raz. Jest to ciasto smażone na głębokim oleju, posypane cukrem, zamaczane w gorącej czekoladzia. Brzmi trochę strasznie, prawda? Ale uwierzcie- nie lubię słodkich rzeczy, a zakochałam się w nich :D Churroski podaje się codziennie do godziny 12 i kosztują 3 euro.

Lokalizacja tutaj

A może czymś popić?

Mohito za piątaka!
Oto moje jakże godne zdjęcie. Na nim znajduję się ja i dwulitrowy słoik Mohito. Ile za niego dałam? 5 euro!
Dla porównania- za kieliszek mohito lub sangrii wszędzie gdzie indziej dacie 6-9 eur. Ta knajpa po prostu słynie z tanich i wielkich drinów.
Link do lokalizacji
CENNIK z niego wynika, że nie tylko Mohito jest takie tanie ;) Ale nic innego nie testowałam- chętnie dowiem się z opinii podróżnych co tam jeszcze serwują. Za dwa takie słoje zapłacimy już 8 euro, a za 3- 10eur. No nieźle...

Grupo Tapa-Caña
Dość znane miejsce w całym Alicante, znajduje się niedaleko La Rambla. Na tripadvisor znajdziecie chyba wszystkie informacje na ten temat, wspomnę tylko że piwo tutaj można kupić za 0,30-0,60 euro. Przekąski podawane tutaj są na małych deseczkach przez przechodzących kelnerów- podchodzi taki kelner, a Ty sobie oglądasz czy coś z tego Ci się podoba i bierzesz.
Pod koniec kelner zlicza ile masz deseczek i z tego wynika ile masz zapłacić :)


Mam nadzieję, że wyczerpałam temat, zarówno co do przekąsek, obiadów jak i drinków. W razie czego, śmiało pytać ;)

Czy chcecie jeszcze jakieś ciekawe tematy o Alicante? :)

Pozdrawiam!

środa, 31 sierpnia 2016

Altea


Jesli przebywacie w okolicach Alicante, lecz zateskni Wam sie jednak za jakims greckim Santorini czy innym miejscem pelnym bialych domkow, to zdecydowanie najblizszym i najbardziej uroczym miastem jest Altea.
zdjecie: wikipedia.es


 
Osobiscie zakochalam sie w tym miasteczku :)
Biale domki na wzgorzu, a na jego szczycie kosciol Nuestra Señora del Consuela z dwiema niebieskimi mozaikowymi kopulami.


Labirynty ukwieconych, waskich uliczek i liczne male balkoniki widokowe :)



Osobiscie uwazam, ze miasto jest zachwycajace zarowno w dzien jak i w nocy. Przybiera w pewnym sensie bardzo romantyczna aure. Raz udalo mi sie zalapac na jazzowo-symfoniczny koncert na jednym z tarasow, niesamowite sluchac tak pieknej muzyki podczas goracego wieczoru i przy akompaniamencie cykad :)

Wlasnie z tego powodu Altea jest okreslana mianem "kulturalnego miasta", ktore przyciaga turystow przyjezdzajacych chocby dla samego spaceru. Oczywiscie, nie tylko dlatego- znajduje sie tu sporo instytucji kulturalnych, a takze prywatnych malych galerii sztuki.




Z niektorych uliczek widac najblizsze, niesamowicie piekne gory, a z innych morze :)



Oczywiscie mieszkancy tez bardzo urokliwi ^^



 A dla tych co maja dosc piachu i skal... plaza w bialych otoczakach pod kolor miasta :)





Jak tu dojechac? Bardzo latwo.

Z Alicante jedzie tramwaj, do ktorego wsiadamy i jedziemy do konca, do Benidormu. Tam sie przesiadamy w nastepny tramwaj (jest tylko jeden, wiec nie ma wielkiego wyboru :D), ktory docelowo jedzie do Denii i wysiadamy w Altei :)

Koszt 4,85euro w jedna strone.




wtorek, 16 sierpnia 2016

Słów kilka o Fuentes del Algar

Niedużo, bo i wiele się napisać tu nie da :)
Swoją wycieczkę odbyłam tutaj w 2015, czyli rok temu, jednak pisząc o Guadalest, źle byłoby ominąć także to miejsce ;)


Fuentes del Algar to park wodny zrobiony na bazie wodospadów, źródełek i strumyczków płynących sobie swobodnie między górami :) Został stworzony w celach nie tylko rekreacyjnych, ale także ekologicznych i edukacyjnych, na bazie kilku programów fundowanych przez rząd, z tego co się dowiedziałam.

Woda w tym miejscu jest czysto źródlana. Co to oznacza?
Że ZIIIIIIIMNA! Bardzo.



Co oczywiście przyciąga więcej Hiszpanów niż zagranicznych, bo ci drudzy się cieszą plażami, a ci pierwsi tym że w końcu chłodniej.



 Nie oznacza to oczywiście, że jest 100%  autochtonów. Jest to na tyle piękne i atrakcyjne miejsce, że warto się przejechać chociaż na jeden dzień :)


Fuentes del Algar znajdują się bardzo blisko Guadalest, ok 15km, cały czas jedną drogą. Jednak nie jest możliwe dostać się tam żadnym transportem publicznym. Po doinformowaniu się u źródeł, dlaczego nie kursuje nic pomiędzy tymi dwiema atrakcjami (w związku z tym trzeba rozbijać to na dwa dni), powiedziano nam, że droga jest zbyt kręta, górzysta i wąska żeby to było opłacalne miejscowym "menkolom".

A szkoda. I szkoda, że na małe busy nikt tu nie wpadł.



W moim wypadku uparłam się, żeby objechać to mimo wszystko w jeden dzień.
Udało mi się złapać autostop... z polską wycieczką!


Podczas lata jest tu bardzo malowniczo. Woda ma piękny kolor, taki jak na zdjęciach. Dodatkowo kwitnące oleandry i bugenwille nadają naprawdę pięknej kolorystyki temu miejscu.




Jak się tam dostać normalnie?

 Samochodem najlepiej, a jeśli ktoś nie może, to tutaj jest rozkład autobusów i przystanków:
http://www.llorentebus.es/es/lineas-y-horarios/todas-las-lineas/018-cala-finestrat-bali-perez-devesa-jaime-i-a-puchades-bnd-centro-mediterraneo-rincon-loix-s-ochoa-la-nucia-polop-fuentes-algar

Jak widać jeden dziennie, wyjeżdża ok 10:00, wraca o 17:00. 

Koszt prawdopodobnie ok 3,50 :)

Bilet wstępu kosztuje 5eur.
Na miejscu restauracje i knajpy, koszt obiadu w menu dnia to ok 12eur.

piątek, 12 sierpnia 2016

Kawałek Hiszpanii- Guadalest

W dzisiejszym poście chciałabym opisać, coś czym w tym i w poprzednim lecie żyję- czyli kawałeczek Hiszpanii :)

Postów, stron, przewodników odnośnie samego Alicante jest pierdylion, więc nie będe się na tym skupiać. Czasem są jednak miejsca troszkę mniej popularne, mniej zatłoczone, czy po prostu trudniejsze do dojechania.

Gdy tu przyjechałam po raz pierwszy, szczerze- nie miałam zielonego pojecia na temat tego miejsca. Wiedziałam, że mówią tu po hiszpańsku, jest jakiś zamek na górce i plaża. Z czasem, z czasem... :)

Polecono mi, żeby w podróż po Costa Blanca udać się tramwajem... Jest to stuletnia linia tramwajowa jadąca wzdłuż wybrzeża- choć jest to jazda troszkę dłuższa, jest faktycznie bardzo urokliwa. Jazda poprzez tunele, mosty, prawie, że pustynie, wioski, cały czas z widokiem na morze- raz skały, klify, innym razem plaże :)
Po drodze widzieliśmy konie, osiołki, zające oraz ptaka dudka :)


Na pierwszy rzut z tego wyjazdu przedstawiam Guadalest :)
Jest to zameczek w górach wybudowany przez Maurów w XVIIIwieku. Obecnie jest to częściowo ruina zniszczona przez wojny i trzęsienie ziemii, ale mimo to jest niesamowicie atrakcyjnym miejscem.
Góry, w których się znajduje także mnie osobiście wprawiają w zachwyt. Nie wiem czy wędrówka tam w środku lata byłaby dobrym pomysłem, ale gdybym znalazła się w tym miejscu zimą- z pewnością tam pójdę!



Koło zamku znajduje się jezioro z niesamowitym kolorem wody. Dokładnie takim jak na zdjęciach.


Samo miasteczko także jest bardzo urocze.




 Co do tłumów- chyba zależy. Za pierwszym razem byłam w weekend i było trochę ludzi, ale bez przesady. Za drugim przyjechałam w pierwszą lepszą środę i wbrew pozorom trochę zatłoczone było.
Jest to dość popularna baza wypadowa z Benidormu, z którego, w przeciwieństwie do Alicante, trochę łatwiej się dostać.


Co tam w ogóle zobaczyliśmy? Aby dostać się na zamek najpierw trzeba przejść przez jego wnętrza, co przypomina typowe muzea starych zamków i kamienic- ładnie urządzone, z superstarą biblioteką, która wywarła na mnie największe wrażenie. Nieustannie też w jednej z sal znajduje się jakaś wystawa, czy to fotografii, czy obrazów, niekoniecznie związanych z Guadalest.



 Oprócz tego- całe multum muzeów. Nie miałam okazji zwiedzić wszystkich, weszłam tylko do muzeum miniatur i gigantów- wspaniałe rzeźby wykonane na miniaturowych przedmiotach takich jak główka od szpilki, czy włos.





To były naprawdę bardzo miłe dwie godziny :) Niestety, żeby jechać na dłużej trzeba liczyć na coś innego niż transport publiczny. Autobus jeździ tylko raz dziennie. Wyjeżdża z Benidormu ok. 10:00 (w zależności na którym przystanku na niego czekamy. W naszym wypadku bezpośrednio przy stacji tramwajowej z Alicante- i za pierwszym moim razem był ok. 10:15, za drugim około 10:35- tu je Hiszpania, tu nic nie zaplanujesz na czas :D).

Autobus wraca o godzinie 13:00- choć jeśli się spóźni (tak jak w wypadku naszego drugiego wyjazdu aż o 10:35) to kierowca informuje, że odjedzie trochę później, żeby mieć czas na zwiedzanie. 
Droga Benidorm-Guadalest trwa pół godziny.




I mały creepy akcent:


Podsumowując nasz wyjazd:

Czasowo:
8:13-9:23- Alicante (Mercado)->Benidorm czyli trochę ponad 1h
10:35-11:05 Benidorm-Guadalest czyli 0,5h

Na miejscu do godziny 13:30 w naszym drugim (spóźnionym) przypadku :)

Finansowo:
Dojazd 3,75eur tramwaj Ali-Beni
3,5 autobus Beni-Guad w jedną stronę +3,5 w drugą.
Wstęp do muzeum i zamku- 4eur
+opcjonalnie muzea, kawiarnie itd ;) część muzeów jest darmowa.


Celowo nie piszę drogi powrotnej, bo... na tym nie poprzestaliśmy :)

¡Adios!